Polski Soros potrzebny od zaraz

W perspektywie roku 2020, kiedy to środki unijne mają przestać być źródłem utrzymania części organizacji pozarządowych, coraz częściej, z niepokojem mówi się o konieczności znalezienia alternatywnych źródeł przyszłego finansowania działalności społecznej. Alternatywę taką upatruje się w aktywności i szczodrości osób indywidualnych.

Finansowanie przez obywateli działalności społecznej jest tak pożądane jak i trudne do osiągnięcia. Jedynie 30% osób przekazuje pieniądze w sposób bardziej systematyczny i niestety wydaje się, że jest to tendencja zniżkowa (Stowarzyszenie KLON/JAWOR). Nie więcej niż 12% Polaków zaangażuje się w wolontariat (World Giving Index 2012).

Ostatnio dyskusja nt. sposobów zachęcania osób indywidualnych do finansowania  działań społecznych większymi kwotami w sposób systematyczny nabrała rumieńców w ślad za publikacją Chronicle of Philanthropy i listą 50 największych darowizn przekazanych przez amerykańskich darczyńców w 2013 r. Kwota 7.7 mld dolarów przekazana w postaci różnych form aktywów robi wrażenie, nawet jeżeli niektóre z darowizn będą przekazywane sukcesywnie, jako że część kwot o których mowa stanowi przyrzeczenie darowizny (pledge). Ostatnia debata Instytutu Spraw Publicznych „W poszukiwaniu polskiego Sorosa” również daje wyraz tym tęsknotom i oczekiwaniom.

Z dyskusjami w temacie jak sprawić, żeby filantropi „dawali więcej i chętniej” – zazwyczaj prowadzonych przez potencjalnych beneficjentów  –  jest często tak, że przyjmują one perspektywę dyskutantów. Zazwyczaj więc kończą się na próbie odpowiedzi na pytania, jak mówić językiem korzyści, komunikować o swoich działaniach, w jaki sposób układać dobre relacje z biznesem oraz liście spraw do przemyślenia, na później. Trudno bowiem zaproponować  konkretne i sensowne rozwiązania bez zapytania o zdanie samych zainteresowanych.  Podobnie jak organizacje uczyły się współpracować z biznesem, starając się zrozumieć jego potrzeby, tak konieczne jest z większym zrozumieniem spojrzeć na tych, którzy są/ mogą stać się filantropami – na ich potrzeby, aspiracje, możliwości. Jest to zadanie tym trudniejsze, iż po pierwsze trzeba zdecydować się, do kogo chcemy mówić  – czy do wielu osób o niewielkich środkach czy niewielu o znaczących środkach. Inaczej bowiem rozmawia się z tymi, którzy będą chętni wysłać SMS, a  inaczej z osobami, które będą chciały utworzyć fundusz filantropijny (w polskich warunkach to będą z reguły dwie różne grupy), a po drugie trzeba do nich dotrzeć.  A im większa zamożność potencjalnego filantropa, tym jest to trudniejsze.

Jednocześnie, co może nie przystawać do ważnych aczkolwiek z założenia ogólnych dyskusji nt. roli społeczeństwa obywatelskiego i argumentów za koniecznością wspierania jego rozwoju, jak pokazują badania i doświadczenie, filantropi pomagają dlatego, że sprawia im to przyjemność. Kropka.

W praktyce oznacza to tyle, że filantrop decyduje się na przekazanie darowizny a następnie systematycznie będzie finansował wybrane przez siebie przedsięwzięcie, kiedy będzie czuł, że jest to coś co go dotyczy, jest dla niego ważne lub dla osób, które są ważne dla niego, zrozumie sens działania i będzie odczuwał osobistą satysfakcję z tego, że mógł pomóc. Czasy kiedy filantrop wypisywał czek i nie interesowało go, co dzieje się z jego pieniędzmi minęły. Dzisiaj chce nie tylko wiedzieć na co są wydawane, ale także włączyć się w działania wybranej przez siebie organizacji, zrozumieć sposób jej funkcjonowania, mieć  wpływ na jej działalność, a przede wszystkim widzieć efekty.

Może więc warto spojrzeć na filantropów i ich potrzeby z ich strony, czasem wbrew mentalnym przyzwyczajeniom, które podpowiadają nam, że powinnością tego kto ma więcej, jest dzielić się majątkiem z innymi. Otóż tak nie jest. Nie każdy obywatel będzie filantropem. Niemniej to o co możemy zadbać, to po pierwsze, żeby decyzję tę podjął świadomie, czyli dać mu czas na refleksję. Po drugie pokazać możliwość wyboru – przedstawić różnorodność działań, które mogą być dopasowane do jego potrzeb i aspiracji. Po trzecie sprawić, żeby przekazanie jego daru było sprawą technicznie prostą. A po czwarte dotrzeć z odpowiednim komunikatem do jego dzieci. Wówczas damy sobie szansę, żeby następne pokolenie podjęło tę decyzję – miejmy nadzieję „na tak” – znacznie wcześniej.